Słaby wietrzyk niósł w gasnących odbłyskach słońca pierwsze cienie zmierzchu; wieczorna rosa zaczęła już perlić płatki kwiatów, liście drzew, źdźbła traw, ponad któremi
przelatywał raj brzęczących muszek, barwnych motyli i owadów, upatrujących kolebki do snu nocnego.
Nad dobrowolskiemi budynkami złocistą łuną zaświeciło jeszcze raz, jakby na dobranoc, słońce i zgasło.
Ale w tej niemal chwili na okolicznych pagórkach zaświeciły tysiące ogni i ogników.
Sobótki!
To lud święcił dzień, przekazany im tą "arką przymierza" przez przodków.
Szmer radosnych głosów dolatywał zewsząd, dźwięcząc w półmroku, jak tajemniczy rytm wesela.
— Hej! nam, hej!
Ogniki to gasły, to roztlewały nanowo, ja rzącą smugą, oświetlając pląsające grono dziewczyn i parobczaków, skaczących z głowniami w ręku przez strzelające snopami iskier
żywiczne chrósty i pęki słomy.
Istny taniec meteorów, spadłych na ziemię...
Widokowi temu przyglądali się z werendy dobrowolskiego dworku nasi znajomi: Janowstwo Salińscy, Leon, rodzice Myszki i młodszy brat Stasia, Józef, który już zaczął z ojcem w
Strzępinie gospodarować.
Codzienni a pożądani goście, przybyli do Stanisławowstwa wyłącznie dla ujrzenia "sobótek", które z wyniosłości, na jakiej stał dworek, najlepiej podziwiać można było.
"Myszka," w całym rozkwicie kobiecej krasy z maleńkim synkiem, czepiającym się sukni matczynej, częstowała zebranych truskawkami z "własnego" ogrodu.
— Proszę popróbować — mówiła — jakie smaczne! To już Stasia zasługa, że tak wcześnie obrodziły. Własnoręcznie je okopywał...
— Ale, moja Manieczko, nie bałamuć-no!
to z mojej pani, proszę ojca, taka gospodyni Od świtu do rana w ogrodzie...
— Bardzo dobre! a wiśnie u was okwitły? — spytała pani Laura — bo u nas, to mróz kwiat zwarzył...
— Za młode jeszcze drzewka... w przyszłym roku mam nadzieję, że się owocu doczekamy.
— A jakże tam, Stasiu, u ciebie w polu? — spytał Karyński. — Koniczyny pokosiłeś?
— Już.
<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 | 144 Nastepna>>